piątek, 19 października 2018

España🇪🇸

Obecnie, w tym momencie siedzę sobie w pokoju hotelowym odpoczywając po wyprawie barcelońskiej, dlatego postanowiłam opisać dni, które już minęły nam tutaj na obczyźnie aby wspomnienia te nie ulecialy nam i abyśmy zawsze mogli cofnąć się do lepszych czasów.

Dzień 1. 15-10-18
Pobudka wcześnie z rana na samolot. Podróż na lotnisko. Nie kupowanie bułki za 30zl i wyprawa za najtańszą wodą  Później czekanie na na samolot, czekanie w samolocie z powodu złej pogody aż godzinę! Czytanie książki 'nieodnaleziona' polecam. Po wyładowaniu na obcej ziemi pieszo z walizkami do autokaru - pierwsze zetknięcie się z innym językiem - nie dosłownie. W autokarze 20min max. 30. Opatulona w kurtkę i szalik wychodzę koło hotelu - upał. Pot się leje strumieniami. To nie ten hotel, idziemy dalej to kolejny. Wchodzimy, wszystko szybko idzie później do pokoju. Pokój spoko się wydaje, łazienka gorzej ale nie najgorzej. Łóżko niewygodne, pościeli brak, poduszka jest ale jakby jej nie było. Są koce - damy radę. Idziemy na plażę siedzieć nie będziemy. Szukamy czegoś do jedzenia przy okazji. Nie dotarły do morza okazało się że o 15 sjesta - jedzenia nie ma. Wracamy do hotelu tam na obiad tosty z piwem i nugetsy bez frytek. Później już na plażę tak na prawdę. Siedzimy na murku, morze wzburzone fale że ho ho! Idziemy na lody do kawiarni, siadamy. Zamawiamy lody - ja copa oreo. Gościu przynosi a Ewka for you zamiast for me. Śmiechy! Późnej rachunek chcemy a Ewka na cały lokaj ekskjuz mi! Can i have a check please. Odważna nie powiem. Później wróciliśmy do hotelu.
9407 kroków - 6,72km

Dzień 2. 16-10-18
Rano śniadanie - okazało się że kuchnia bardzo ocieka w tłuszcz niestety. Później idziemy na spacer po klifach lloret. Super było! Te widoki!! Szkoda że trasa w pewnym momencie się skończyła bo miałam ochotę iść dalej. W trakcie jeszcze Ewka usiadła na mokrym i wyglądała jakby się posikala - to też było śmieszne. Wracamy do hotelu, idziemy na obiad nie ma nas na liście okazało się że nie mamy tego w cenie ale na szczescie nie musimy płacić za to co już zjedzone. Później przy okazji dowiedziałysmy się że lloret de mar jest większe niż nam się wydaje. Poszliśmy na dworzec kupić bilety do Barcelony na kolejny dzień. Później do sklepu po słodycze i piwo - i to był błąd.
15 963 kroki - 11,4km

Dzień 3. 17-10-18
Obudziłam się o 4 rano - sytuacja nie ciekawa. Pozniej ledwo doszłam na autobus. W autobusie nieciekawie. Później już ok. Wysiadlysmy, pierwszy raz w Barcelonie. Idziemy pod arc de triomf późnej parc de la ciutadella, spacerujemy po pięknym parku. Później wyprawa do casa batillo i casa mila, następnie sagrada po małym błądzeniu dotaysmy. Ładnie tam ale straszenie mało przestrzeni do okoła i znów sytuacja nieciekawa. Wyprawa do apteki po lek na dolegliwość. Ewka do KFC po obiad. Ja nic nie jadłam cały dzień. Skubnełam tylko styrupaniu trochę. Czekanie pod sagrada 2h na wejście do środka. Kupienie magnesu i łanero łanero łanero. Wejście i wyjście - nie było za ciekawie ale zaliczone. Później na autobus, na szczęście udało się przesunąć powrót na wcześniejszą godzinę. No i jakby było nam mało to wysiadlysmy za wcześnie i trzeba było 2km nadrobić drogi.
24 805 kroków - 17,71km

Dzien 4. 18-10-18
Sniadanie zjedzone na szczescie. Później oglądanie dwóch filmów w pokoju bo padało. W końcu zebraliśmy się na spacer i poszliśmy w drugą stronę wzdłuż brzegu morza. Fajnie było, widoki równie zachwycające. Pogoda idealna nie za ciepło nie za zimno. W drodze powrotnej w kierunku dworca po kolejne bilety do stolicy.
10 277 kroków - 7,34km

Dzień 5. 19-10-18 (dzisiaj)
Śniadanie znow bagietka z serem...... Idziemy na dworzec, wsiadamy do autobusu, jedziemy. Na miejscu idziemy w kierunku ulicy la rambla. Po drodze marcad de la boquilla. Kupienie bardzo dobrych i dość drogich czekoladek 7.90e - 100g. Kupienie soku i owoców - fu. Na la rambla zakupy na stoiskach - bransoletki, kaktus. Mijamy kolumnę Kolumba. Siadamy na chwilę przy porcie. Obieramy kolejny cel - kolejka M. Idziemy kawałek, po schodach też, ale widoki ładne. Na górze zdj w punkcie widokowym i oczekiwanie na kolejkę. Wsiadamy, wsiadamy idziemy w stronę plaży. Czas na obiad moje pierwsze hiszpańskie danie paella z kurczakiem i owocami morza, Ewka risotto z owocami morza - jedzenie ok, rachunek 40e. Szaleństwo. Wrzucenie e dla Pana od piaskowego kota. Obranie kolejnego celu font de mágica. Długi bardzo długi spacer i rozterki czy zdążymy. Zdecydowane. Znów idziemy wzdłuż portu tylko z drugiej strony, tam bazar podróbek. Już nic mnie nie zaskoczy. Długa podróż ale było warto bo fontanna okazała tak jak i budynek powyżej - niestety czasu mało żeby go obejrzeć z bliska 5 min na zdjecia i odpoczynek. Trzeba wracać żeby zdążyć 4km w 50min. Zdążyliśmy, po drodze deszcz, ból nóg i zmęczenie. Spokojna podróż. Na dworcu znów zakup biletów przez które bankrutujemy. Jutro kolejny dzień że stolica bo do zobaczenia jeszcze Park Güell i primark. W drodze powrotnej do sklepu po 6 wód. Bo tyle nam potrzeba. Kolacja znów ser....
26 827 kroków - 19,15km

Dzień 6. 20-10-18 /nie chce jeszcze wracać, a już tak blisko do powrotu...


K.

sobota, 5 lipca 2014

Dzień V












Pogoda od samego początku dnia była superświetna. Wstałam, zjadłam śniadanie. Obejrzałam ostatni odcinek "Fucking it" oraz filmiki na youtube. Później poszłam do pralni oddać sukienkę do czyszczenia. Wyszłam na kocyk i wygrzewałam się w słońcu. Ewka sprawdzała wyniki i nie dostała się do żadnej szkoły. Z rodzicami chwilkę rozmawiałyśmy pod schodami. "Hej drewno! Chyba cię porąbało". Później znów na kocyk i czekanie na Meg. Gdy już dotarła poszłyśmy do sklepu i robiliśmy babeczki. Wyszły genialne! Później poszłyśmy na kocyk, ale nie dało się wysiedzieć przez komary więc wróciłyśmy do mojego pokoju. Rozłożyłyśmy się na łóżku i gadałyśmy. Ona pojechała do domu. Ja zjadłam kolację i siedziałam przed telewizorem. Poszłam spać o 23. Wcześnie jak na mnie.

czwartek, 3 lipca 2014

Dzień IV












Słońce od samego rana świeciło w okno. Ja wstałam wcale nie tak rześka jak powinnam. Obudziłam się i od razu zaczęłam zbierać na mpk do Niepołomic. Miałam tam jechać zawieźć buty cioci do szewca. Jednak w połowie drogi skapłam się, że zapomniałam butów - tak ogarnięta ja. Już mi się nie opłacało wracać. Mpk spóźnił się 3 min - niedopuszczalne. Pogadałyśmy w mpk. Wysiadłyśmy na rynku i poszłyśmy po doładowanie. Później do sklepu z elektryką po baterie do telefonu, ale nie było. Później do kolejnego, mijając takiego jednego przystojniaka na rynku. W końcu kupiłam. Później do kolejnego elektrycznego po żarówkę do lodówki. Później do małego chińskiego - kupiłam foremki do babeczków. Później duży chiński - szminka, róż i pierścioneczek z liskiem. Później szukałyśmy jakiejś cukierni. Znalazłyśmy, kupiłyśmy sobie lody, bułeczki cynamonowe - mniam i ja rogalika z dżemem. Jadłyśmy w parku i później na mpk. Gdy wysiadałam akurat przed moimi drzwiami stanęła Warz - cudnie. Do domu piechotą i później do cioci. Po obiedzie wybrałyśmy się z Ewką do Gabi. Tam dowiedziałyśmy się, że jest w szpitalu. Sylwia zaproponowała nam, żebyśmy pojechały z nią do Gabi. Pojechałyśmy i w sumie spędziłyśmy tam trochę czasu. Jak już wróciłyśmy do Sylwi pośmiałyśmy się z nią, zjadłyśmy kanapki i wróciłyśmy do domu, ja z siatką "wkrótce będę mamą". Po powrocie do domu próbowałam poczytać "Grę o tron", ale chyba sobie to odpuszczę. Nie podoba mi się, że jest to historyczna książka, przynajmniej z pozoru. Później oglądałam coś w telewizji. Jadłam kolację. W łóżku leżałam sobie z laptopem i znalazłam fajny krótki serial "Fucking it". Oglądałam go do 1. Dłużej już nie byłam w stanie i poszłam spać.

Dzień III












Pogoda w dniu trzecim zapowiadała się bardzo dobrze. W końcu od środy miało się rozpogadzać. Jednak było inaczej. Wstałam o 8:30 gdyż o 9:30 miałam wyjeżdżać z ciocią i Ew do ogrodu botanicznego w Krakowie. Po drodze wyskoczyłam po precle. Zaparkowaliśmy i weszliśmy do środka. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego wypadu. W końcu nic fajnego w oglądaniu roślinek. W ogóle myślałam, że te roślinki będą jakieś egzotyczne i miałam nadzieję zobaczyć baobaba. Jednak nadzieja matką głupich. Na początku było średnio fajnie, ale kiedy zaczęłam robić zdjęcia wszystkiemu co mnie zaciekawiło zrobiło się fajnie. Nagrałam też kilka filmików. Kiedy już zobaczyliśmy większą część ogrodu, a jak przestałam zachwycać się lilią wodną, która była tak blisko, że mogłam jej dotknąć, poszliśmy do samochodu i tam czekała na nas miła niespodzianka - mandat za parkowanie - niesłuszny z resztą. Następnie wstąpiliśmy pod halę, później do biedronki, gdzie ciocia kupiła nam miseczki i do domu. Chwilę posiedziałam u cioci i wróciłam do siebie. Nie miałam co robić, więc zaczęłam czytać książkę z księgarni i skończyłam ją o 1. Później poszłam spać.












wtorek, 1 lipca 2014

Dzień II


Dziś wstałam o 9:30 co było bardzo dobrym wynikiem patrząc na poprzednie dni. Pogoda zapowiadała się niezbyt ciekawie, ale ostatecznie wyszło słońce, zrobiło się bardzo przyjemnie i mogę powiedzieć, że dopiero dziś poczułam pierwsze oznaki wakacji. Po śniadaniu czytałam Harrego. Wymalowałam się i czekałam aż tata wstanie bo mieliśmy jechać do Niepołomic pozałatwiać sprawy. Pojechaliśmy najpierw do mięsnego kupiłam cioci co chciała, a sobie płatki i zupki. Później do szewca. Później do biura pracy, jednak okazało się, że nie mają dla mnie żadnych ofert. Na koniec pojechaliśmy do rynku i szukaliśmy pasmanterii. Gdy już wyjechaliśmy z Niepołomic, zaczepiliśmy o bibliotekę w Węgrzach. Nie byłam w niej od 3 lat! Myślałam, że pani będzie niemiła, ale miło mnie zaskoczyła. Wypożyczyłam "lekkie" książki w tym "Gra o tron". Zobaczę czy mi się spodoba. Do serialu podeszłam baaardzo sceptycznie, jednak chcę dać szansę książce. Po powrocie poszłam do cioci oddać jej wszystkie zakupy. Dowiedziałam się, że jutro jadę z nią i Ewką o ogrodu botanicznego. Oby było fajnie. Proszę. W domu zjadłam sałatkę i arbuza. Obejrzałam kolejne filmiki na youtube. Przez chwilę czytałam Harrego i postanowiłam iść do sklepu po małe co nie co. Wzięłam ze sobą Ewkę bo nie chciało mi się iść samej. Kupiłam Milke z cukierkami, oreo ii karmelki - które wsunęłam za jednym razem. W domu czytałam Harrego, aż skończyłam tą część. Bardzo mi się podobało zakończenie szczególnie. Teraz mam dylemat: czytać kolejnego Harrego, czy książkę z biblioteki. Na kolację miałam płatki.

Dzień I


Wczorajszy dzień traktuję jako oficjalny początek wakacji. Pierwszy wolny poniedziałek. A więc podczas tego właśnie przed chwilą uznanego za pierwszy dzień wolnego dnia pogoda była baaardzo do kitu. Od samego ranka do wieczora. Wstałam koło 11:00. Zjadłam śniadanie. Wtedy zaczęły się moje męki. Tak bardzo nie nudziłam się chyba od roku. Dużo czasu spędziłam w kuchni nudząc mamie jak to ja się bardzo nudzę. Ona zaproponowała mi żebym wyprasowała sobie ubrania. Mimo iż normalnie nie prasuję w tamtej chwili było to dla mnie bardzo dobrym pomysłem. Jak się okazało całe prasowanie zajęło mi 20 min, albo i mniej. Nie mam dużo rzeczy do prasowania. Później poszłam do cioci. Lało ale to mnie w cale nie zraziło. Ubrałam ciepły sweter, wzięłam w dłoń parasol, a na nogi wsunęłam swoje trampki. Weszłam do niej do domu przez balkon. Buty i parasol zostawiłam na zewnątrz. Zjadłam u niej sałatkę. Miałam już wracać do domu, a tu nagle ulewa! No to przeczekałam. Później wychodzę, a tu całe buty mokre. Jak szłam normalnie woda w butach. Ja to mam szczęście. Jak już wróciłam do domu poczytałam trochę IV części Harrego i obejrzałam film: "Brzydka prawda". Miałam szczęście że trafiłam kiedyś na niego w tv i nie oglądałam od połowy,tylko zapisałam sobie tytuł i obejrzałam go właśnie wczoraj. Podczas pewnej wizyty w wc wymyśliłam że będę pisała dziennik z wakacji. Pierwotna nazwa miała być: "Pamiętnik z wakacji", ale nie kojarzy się ona mi bardzo pozytywnie. Wracając do tematu. Później leżałam sobie na łóżku. Mama przychodzi do pokoju i pyta: "Co robisz?" ja na to: "umieram z nudów". Zaczęłyśmy rozmawiać o osiemnastce. W końcu doszłam do wniosku, że nie chcę wielkiej imprezy. Wolę coś małego. Zaproszę kilka najbliższych osób i będzie miło.Znalazłam też czas na obejrzenie pogody w tv i tam pojawiła się optymistyczna wiadomość: pogoda się znacznie poprawi, a w weekend będzie upalnie - w końcu! Następnie pisałam z Meg na facebook'u. Umawiałyśmy się co do tegoweekendowych dni Węgrzc Wielkich. Tuż przed snem obejrzałam sobie zaległe filmiki na youtube i czytałam Harrego. Tak upłynął mój pierwszy dzień wakacji.