niedziela, 1 lipca 2012

najgorsza rzecz na świecie? - pijani ludzie śpiewający weselne przyśpiewki o godzinie 00.00, obok nich babka grająca na harmonii popijająca piwo, wszyscy ledwo trzymają się na nogach.. - koszmarrr!

Rano wstałam dość późno. Moi (czyt. Ew, mam i tat) zdążyli być w Krakowie i kupić cioci na imieniny storczyka i dla mnie euro. Pierwszy raz w życiu trzymałam w ręku euro. O dziwo pachnie tak jak banknoty naszej waluty. Spodziewałam się czegoś innego lol. Po śniadaniu czyniłam opierdaling na całego. Mama się w ogóle nie czepiała. Aż się zdziwiłam. Zwykle mnie pogania i w ogóle, a w sobotę nic. Sprzątać skończyłam koło 15.00. Poszłam do cioci żeby pomóc w przygotowaniach. Wróciłam odkurzyłam pokój i zaczęłam oglądać film 'Listy do Juli' - całkiem przyjemny. Umyłam włosy. Imieniny rozpoczynały się o 18.00, ale my jako że mieszkamy najbliżej musieliśmy oczywiście przyjść prawie na końcu. W sumie to prze ze mnie bo nie skończyłam filmu i upierałam się żeby jeszcze dłużej zostać żeby skończyć, ale się nie udało. Więc jak przyszłam do cioci wręczyłam kwiatka, za chwilę się wymknęłam do domu pod pretekstem, że zapomniałam telefonu - oczywiście zapomniałam go celowo. Pobiegłam do domu i dokończyłam film. Wróciłam do cioci napchałam się ciastem i innymi specjałami. Potem kazali mi wyjść..

AA właśnie. Bo ty wiesz o tym gostku, ale napiszę o tym, żebym mogła sobie kiedyś to wspomnieć..


Jak weszłam do cioci zobaczyłam siedzącego przy stole chłopaka. Na oko w moim wieku. Strasznie  mi przypominał Przemka Wiśniewskiego - takiego jednego emosa z klasy. Okazało się że ma on 14 lat i gra na gitarze. W sumie dowiedziałam się tyle, że miał średnią 3.33 i na wakacje jedzie do kuzynów do Lublina. A i ma świetny głos i mieszka koło Aqa Parku.

..z Patrykiem na spacer. No cóż pod naciskiem zgodziłam się, bo nie było wyjścia. Zaciągnęłam też Ew. - dzięki Bogu, że się zgodziła iść. Wyruszyliśmy przez pola w stronę żwirowni. Później polną dróżką na szczórów. Doszliśmy prawie do domu P. Beaty, ale nakazałam odwrót bo komary mnie zżerały. Ogólnie rozmowa się nie kleiła. Trudno się mówi. Wróciliśmy i w sumie siedziałam z wszystkimi. Potem wyszłam na pole na ławkę i pisałam sms do Alo. Patryk tez był na polu. Później wyszła Ewcia. Usiadłyśmy sobie na barierce od balkonu. Trochę rozmawiałyśmy jeszcze z tym Patrykiem. W domu starzy (czyt. wszyscy goście) zaczęli śpiewać i zaczął się koszmar. Koło 23.00 Patryk z rodzicami pojechali do domu, ale u cioci zostało mnóstwo pijaków (czyt. wszystkich gości). Weszłyśmy z Ew. do środka i siedziałyśmy z wszystkimi. Jedna pani umiała grać na harmonii więc zagrała. Całkiem nieźle jej szło. Oczywiście jeden gościu zaczął się przechwalać, że on też kiedyś umiał i w ogóle. Znów śpiewali. Później ten sam gość zaczął wypytywać Ew. o (cytuję): 'Wojnę pod Grunwaldem'. Padały stwierdzenia takie jak 'panowie powiedziały', 'pytanie zawiśnie w powietrzu' itp. Później zaczęła się gadka o jedzeniu, jeden gość się zaczął oblizywać i powtarzać 'a to bym zjadł, a to bym zjadł' - zwariować było można. Gadali o jakimś kurczaku i wyszło z tego coś takiego:
'A: Z patelni kurczaka to on nie zje !
B: A jakbyś mu na talerzu podała to by zjadł'
lol3432235
Chwilkę później wzięłam od mamy klucz do domu i wyszłam, dzięki Bogu Ew. poszła ze mną, bo było ciemno jak w dupie. A była godz gdzieś po 00.00. Jak przyszłam wykąpałam się szybko i zaczęłam czytać, ale mama szybko mi wyłączyła światło i się skończyło. :< Musiałam iść spać.

Obrazek:
Grunwald.
C. W.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz