czwartek, 1 sierpnia 2013

Londyn 2013 (część 1)




Moja wymarzona podróż. - tak powinnam nazwać tą kilkudniową wycieczkę do Londynu.


Za pakowanie na wyjazd zabrałam się dzień przed wylotem - czyli tak jak zawsze, na ostatnią chwilę. Nie mogłam zasnąć, czemu wcale nie pomagała myśl o wczesnej pobudce. Po dotarciu na lotnisko czekałam na Klaudię. Przepakowanie za ciężkiego bagażu i odprawienie go. Przejście przez bramki i czekanie na wejście do samolotu. Zakup najdroższej wody mineralnej w życiu (6zł za 0.5l) i czekoladowego muffina. Samolot-zajęcie miejsc tuż przy skrzydle i odlot. hahahPrzez większość lotu widziałam tylko chmurki, jednak
Przez większość lotu widziałam tylko chmurki, jednak i to było jak dla mnie imponujące. Czas minął tak szybko, że zanim zorientowałam się że już doleciałam ukazał nam się piękny widoczek. Łąki. Lekko mnie to zdziwiło, gdyż myślałam że lotnisko jest bliżej centrum. Schodząc ze schodków samolotu pierwszy raz postawiłam nogę w Wielkiej Brytanii. Cieszyłam się co najmniej jakbym stąpała po księżycu. Lekkie zamieszanie na lotnisku i zabranie złej walizki. hahahha Nigdy tego nie zapomnę. Kupowanie biletu na autobus i przejazd do stolicy.




Pierwsze zdjęcia, fascynacja inną zabudową i oczywiście dwupiętrowymi autobusami. Co do lewostronnego poruszania się, nie było czuć różnicy. Jadąc co raz bliżej centrum, co raz więcej autobusów, oryginalnych londyńskich taksówek, ludzi różnych kultur.. Nasza podróż autobusem skończyła się na 'Victoria Coach Station'. Czekając na Renię moją kuzynkę wychodzimy na 'miasto'. W sumie w cale nie byliśmy blisko centrum, jednak Londyn to Londyn. Spacer uliczkami i lekkie zagubienie





 Spacerując natrafiłyśmy na Starbucksa. To właśnie miejsce w którym dokonałam pierwszego zakupu po przylocie (zaraz po bilecie na autobus). Pogoda była raczej mało ciekawa - mroźno i wietrznie. Ale i to można było wybaczyć temu miastu. Mimo wrednej pogody zdecydowałam się na karmelowe frappucino. Zmarzłam piekielnie, ale było warto. Po wypiciu kawy, powrót na stację i czekanie na Renię. 




Uhh spotkanie i uściski. Pierwsza podróż metrem.Wysiadka na 'Manor house station' i spacerek do mieszkania. Rozpakowanie się, odświeżenie i zjedzenie słynnej 'fish and chips'. Chwilowy odpoczynek i wypad na miasto w poszukrzejmości chłopaka z przystanku i kierowców autobusów dotarłyśmy na miejsce.






Kupienie szejka One Direction. Bleh nie był tak wyśmienity jak myślałam  że będzie. hahha Powrót 
do mieszkania i odpoczynek. Seeeen <3



Koniec dnia pierwszego. Koniec części pierwszej. Nie nawidzę bloggera.
Dziękuję za uwagę xx.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz